środa, 11 marca 2015

Bonus dwa w jednym, a nawet trzy... tyle wygrać

Ech, dostałam premię :P  Premia na urlopie to na pewno haczyk, zwłaszcza jeśli ten urlop jest MACIERZYŃSKI. 
Pierwsza premia nadeszła wczoraj kiedy to zganiana jak "owczarek po gonitwie" spotykam się z mężem- otrzymałam  informację " jestem chory". No i dupa, nici z godziny popołudniu na ... posiedzenie w sieci ( jak Tekla, a co :P ) Taka to premia pierwsza.
Druga premia nadeszła wraz z frontem atmosferycznym, powodującym burzowy nastrój i deszcze łez u Jedynej- meteopatka jak mamusia ( psia kość ! ).
Czarne ptaszyska krażąc wokół naszych okien nie dostraczały uśmiechów...
Zabawki przerobiliśmy wszystkie... Jedyna postanowiła, że się będzie bawiła w "chcę coś innego, na 2 minuty" a gdy i ta zabawa jej się znudziła to postanowiła zabawić się w " nauczę się chodzić JUŻ TERAZ !!!!" Obijając się częściami ciała o panele zbiera siniaki do kolekcji. Z twarzy cieknie kombinacja śliny, łez i kataru. Nie pozwoli jednak na poprawę sytuacji , no bo przecież wie lepiej, w końcu 10 miesięcy zobowiązuje ( a pięty jeszcze nie są obite więc atak złości na podłodze uzupełni to przeoczenie ;P )
Biedy kot siedzi w wannie- spa na sucho działa kojąco na jego nerwy, a wanna jest bunkrem do którego Jedyna nie ma dostępu... jeszcze...
Teraz moje dwie premie śpią, a ja pracuje na trzecią ( Nie idę dziś spać mamusiu ! ) Jedyna śpi druga godzinę, co w jej zwyczajach jest ewenementem... wieczór z nocą zapowiada się więc wybornie... ale budzenie jej to... szybka droga do kolejnej katastrofy. O, i tu nadchodzi trzeci bonus- co wolę; położyć dziecko spać o 21:45  i  paść się razem z nią, czy zbudzić Potworę teraz i przez dwie godziny tulić jej żale z powodu posiadania wyrodnej matki... kładę ją późno... teraz herbata z cytryną, bo przecież cytując wnerwiająca mnie jak nic reklamę  "Mama nie bierze chorobowego".

Dziś jest  jeden z tych dni w którym z pod lukru macierzyństwa, kupowania pięknych kiecek i spacerów  w słońcu wypływa  łyżka dziegciu... cóż bywają i takie dni... byle do wiosny :D

poniedziałek, 9 marca 2015

Króliczek

Post ku utrapieniu wrażliwych, wegetarian i innych  niemięsożernych.

Wśród koleżanek czas szybko mija, z paniką spoglądam na zegarek.
Ja: Oj, już późno, muszę z Jedyną wracać, bo w domu czeka na nas królik...
Koleżanka: Jej, jak fajnie, kupiłas córce króliczka, a jak się nazywa, jaki ma kolor, co na to kot, skąd go masz...
Ja: W lidlu go kupiłam
Koleżanka: (Nieco skonsternowana)  a jak oni je tam sprzedają?
Ja: na tackach, z chłodni...

Kurtyna

... a teraz Jedyna śmiga po domu i cieszy się nową umiejętnością- bije brawo przy akompaniamencie swego pięknego głosiku... grunt to zadowolenie z siebie :)