wtorek, 27 marca 2012

Bycie w domu z dzieckiem ma trochę wad - nie będę kłamała, że ich niema. Najbardziej brak mi   innych dorosłych do towarzystwa i rozmowy, a Czarownicy innych Czarownic do zabawy... i rozmowy. Są dni pełne irytacji i złości. Całe dni deszczu i ponurej aury unieruchamiające Czarownice i mnie w domu doprowadzają do tego, że nawet najfajniejsze zabawy czasami stają się nudne i przewidywalne.
                Zalety są  jednak wyraźnie przeważającą większością. Można na przykład odkryć zapomniane dziecko w samej sobie. Powoli dorastając wyrasta się z piaskownicy, skakanki, warkoczy z kokardami i różowej waty cukrowej. Będąc nastolatką tak wiele rzeczy już nie wypada. Będąc dorosłą kobietą huśtać się na placu zabaw to szaleństwo - panowie z białym kaftanem już czekają za zakrętem, a policjant biegnie z alkomatem. Z dzieckiem można być dzieckiem, można sobie przypomnieć jak to jest cieszyć się z niczego, z radością przesypywać piasek z ręki do ręki wplatając kolejne minuty nic nie robienia między ziarenka i wyobrażać sobie, że plac zabaw w centrum miasta to tropikalna plaża z piratami.
                Dziś był dzień pełen zalet, wiedziałam o tym w zasadzie już od rana gdy w drodze po bułki na śniadanko widziałam lecącego w słońcu motylka cytrynka. Sprzyjająca aura za oknem, 16 stopni w cieniu i cały dzień na spacer - wspaniała perspektywa. Udając się z Czarownicą na poszukiwania ciepłej, bezpiecznej zjeżdżalni stojącej w słońcu rozpoczęłyśmy bardzo udany dzień.
 Czarownica pierwszy raz w tym roku na spacerze bez czapki śmiała się gdy wiatr czesał Jej włosy, ja śmiałam się też bo moja blondynka wyglądała jak młodsza siostra słońca z rozwianymi złotymi włosami niczym promienie dookoła głowy. Przechodzący w pośpiechu obok nas inni ludzie uśmiechali się do Czarownicy, bo śmiech jest zaraźliwy, a śmiech dziecka zwłaszcza. Nawet zrzędliwa sąsiadka miała problem by utrzymać wąska kreskę ust w ryzach przechodząc obok dziewczynki radośnie potrząsającej głową i śmiejącej się do łaskotającego  ją świata. Mamy czas, brak pospiechu w pędzącym świecie- luksus.oglądamy kwiatki

                Ciepła zjeżdżalnia była atrakcją nie tylko dla nas, radosne okrzyki innych dzieci dobiegały do nas z oddali. Zastanawiałam się jak to się stało, że czarownica już swobodnie wspina się po schodkach do tak niedostępnych jeszcze jesienią  urządzeń na placu zabaw zapominając zupełnie, że parę dni wcześniej wyniosłam z domu stos rajstop po tym jak założone któreś z kolei krok miały nieco na kolanami Czarownicy.
                Spacerując doszłyśmy do warzywnego targu, nagrzane słońcem jabłka pachniały wspaniale, wszystko wystawione na straganach mieniło się w słońcu feerią barw. Kupiłyśmy produkty na obiad i poszłyśmy do parku gdzie odpoczywając szukałyśmy wiosny. Słuchałyśmy ptaków, widziałyśmy kolorowe kaczki w miejskiej rzece, Mała była przekonana, że widziała wiewiórkę, ja na pewno widziałam coś szarego biegnącego po trawię. Nazywałyśmy wiosenne kwiaty i przypominałyśmy sobie co rosło na rabatkach w minionym roku. Czarne przez całą zimę patyki i gałęzie zaczęły się zmieniać, a na ich końcach, ku uciesze małej pojawiało się "coś zielonego", na niektórych gałązkach pojawiły się malutkie listeczki- listeczki dzidziusie- Czarownica z troską przyglądała się wiosennym okazom przyrody. Mijali nas ludzie; panowie z teczkami, panie z pieskami, mamy z dziećmi, nad nimi unosił się szmer głosów układających się w ponaglające stwierdzenie "pośpiesz się". My mamy szczęście, nie spieszymy się. 
 W drodze do domu kupiłyśmy hiacynta- będziemy miały wiosnę w pokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz